Kura domowa na urlopie.
Tak mogłabym siebie nazwać według stereotypowego nazewnictwa. Muszę powiedzieć, że nie słyszałam bardziej mylnych określeń opisujących sytuację, w jakiej ja i wiele innych mam nowo narodzonych dzieci i tych starszych się znalazło.
Dzisiaj starałam się rozgryźć usypiając młodego w łazience, co mam wspólnego z kurą i czy faktycznie jestem na jakimkolwiek urlopie.
Zacznijmy od drobiu. Kura stworzenie gdakające z małym móżdżkiem, trudno mówić o jakimkolwiek ilorazie inteligencji, znosi i wysiaduje jajka. Zwierze stadne jak mniemam, nie spotkałam się z jedna kurą w kurniku, kogutów jest mniej, więc jakby trochę monogamia. I teraz, co ja mam wspólnego z taką kurą się pytam? Poza tym, że jestem udomowiona.
Donosiłam ciążę, niczym nie przypominało to wygrzewanie dupą jajka w kurniku, tym bardziej, że dziecko samo się nie wykluło, trochę się przy tym namęczyłam. W monogamicznym związku nie przebywam, iloraz jakiś posiadam podobno inteligencji nawet. Kwestią sporną jest gdakanie, zapewne nie jeden mąż lub nie mąż by się wtrącił z jakąś siarczystą uwagą. Mimo wszystko nie gdaczę tylko mówię, a to i tak drobna różnica. Jak sami widzicie do kury mi bardzo daleko, więc czemu kobietę, która poniekąd spełnia bardzo odpowiedzialną rolę, porównuje się do bez mózgu? Zamknięcie w czterech ścianach faktycznie powoduje pewne braki, ale nie takie.
Na to pytanie nie znalazłam odpowiedzi, którą mogłabym tu przedstawić. Każda, która mi przyszła na myśl, nie nadawała się do publikacji.
Przejdźmy do urlopu macierzyńskiego. Z czym kojarzy mi się urlop pomyślałam. Mój mózg, który jak najbardziej posiadam, wyrzucił mi kilka kadrów. Na urlopie nic nie robię, a jeżeli nawet robię, to tylko to, na co mam ochotę. Odpoczywam, przeważnie jestem nad morzem, wsłuchuję się w szum fal, delikatna bryza morska rozwiewa mój włos i pozostawia wilgotną smugę na policzku. Jest mi dobrze. Czytam dużo książek…. Zaczynam się rozmarzać, wróćmy do rzeczywistości.
Tak, więc urlop macierzyński nie ma nic wspólnego z urlopem wypoczynkowym, i nie powinien nazywać się urlopem, bo wprowadza społeczeństwo w błąd. Kobieta jest na etacie macierzyńskim/wychowawczy.
Na pewno nie odpoczywam, już nawet zapomniałam, co to słowo znaczy, bo sytuacja, kiedy nie mąż zabiera dwoje dużych samodzielnych dzieci na spacer czy gdziekolwiek mówiąc mi odpocznij sobie zostawiając mnie z miesięcznym niemowlęciem, powoduje u mnie niekontrolowany wybuch śmiechu. Otóż na urlopie pracuję 24 godziny na dobę, skaczę do góry ze szczęścia, kiedy prześpię jednym ciągiem trzy godziny. Książkę czytam jedną i tą samą od miesiąca. Tempo mam zawrotne 1-2 strony dziennie, po większej ilości usypiam niekontrolowanie. Z morzem kojarzy mi się mój kibel, jest to o dziwo jedyne miejsce w domu, w którym mój drugi syn się uspokaja w chwilach kryzysowych. Za chwilę kryzysową przyjmuje się niekontrolowany płacz, wywołany nie wiadomo, czym trwający dłużej niż 15 minut i powodujący niedający się opisać ból głowy. Projekt i realizacja zarazem tegoż kibla powstał za czasów mojej poprzedniczki, która była zafascynowana barokiem, tudzież jakimś innym okresem historycznym. Tak, więc nad moim kiblem wisi fikuśny wielki żyrandol z czarnymi kamieniami i koralami o dziwnych kształtach, natomiast nad umywalką przydymiony blask dają czarne klosze do tego czarne kafelki i elementy złoceń. Jest moc Moje dziecię doskonale widzi czarny kolor i fascynuje się cieniami na ścianie, jakie rzucają te czarne klosze. Tak, więc siadam na kiblu, odkręcam natrysk z zimną wodą, aby było taniej, ten dźwięk go uspokaja, i gapimy się na cienie i żyrandol bujając się rytmicznie. I uwaga mam na twarzy bryzę od wody z natrysku.
Dzisiaj tak siedziałam, kiedy nie mąż zabrał młodzież, rzucając dajmy mamie odpocząć, bujając się rytmicznie na kiblu. Bryza od natrysku osadzała się na mojej promiennej od niewyspania twarzy. Moje dziecię po 20 minutach darcia się, niewiadomo, dlaczego, domyślam się, że wycieranie tyłka zimną chusteczką przepełniło jego szalę goryczy, patrzyło się błogo na żyrandol i czarne kamienie. Mój włos rozwiany i potargany doskonale się komponował z bryzą od natrysku. Czarna poświata jaką rzucały klosze napawała mnie optymizmem.
Nic tylko kura domowa na urlopie pomyślałam.