Sen dzieci jest na wagę złota, dla matki jest to jeden z najcenniejszych momentów w trakcie dnia. Oczywiście mówię to z pryzmatu swojej osoby, ale myślę, że wiele z was śmiało podpisałoby się po tym stwierdzeniem.
Niestety sen dziecka to towar deficytowy, pojawia się niespodziewanie, najczęściej w momencie najmniej wskazanym.
Każdy rodzic zna tragedię, kiedy dzieć zaśnie o 17 w samochodzie, wiadomo, na śpiocha nie wyjmiesz. Jak tylko spróbujesz się rozwyje, jak już skończy wycie, z naładowanymi bateriami do 24 pochodzi a potem nie wstanie o 9, nie, tylko o 5. Jeszcze między tą 24 a 5 rano ze trzy razy się obudzi, bo zęby, bo gazy, bo cycek, bo piciu, bo cokolwiek innego. Tak jest. Są wyjątki, szczęśliwcy, którzy śpią ciągiem od 5 godzin wzwyż.
Podobna tragedia rozgrywa się przed drzemką w ciągu dnia, jak JR mi przyśnie w aucie nie daj boże, wstanie po 5 minutach i będzie mu się wydawało, że to już. Rozumiecie on się wyspał, baterie podładowane. I nie zaśnie. Nie ma bata. Będzie chodził, kwękał, marudził, tarzał się po ziemi, aż baterie padną, ale tak totalnie. Masakra. Najgorszy wariant poza tym popołudniowym.
A ile się trzeba natrudzić, aby zasnęło to, to w ciągu dnia? Albo na wieczór? Z każdym z mojej trójki miałam inne jazdy. Pierwsza na przykład jak była niemowlakiem zasypiała tylko w foteliku samochodowym, koniecznie musiałam ją bujać a ponieważ miała wieczne kolki grzałam jej brzuszek suszarką. Taka byłam pomysłowa. Potem płakałam jak dopłata do prądu na 300 złotych przyszła.
Jak podrosła do kilku miesięcy musiałam przy niej leżeć i głaskać palcem po nosie, czasami 30 minut czasami godzinę. No. A jak już całkiem podrosła do lat 3 bez mojej ręki nie zasnęła. Potem był średni, on usypiał ładnie, tylko musiał trzymać moje palce. Ale młoda skutecznie nadrabiała. Pamiętam jak miała 5 lat średni 3, mieli takie piętrowe łóżko, i w tle leciały kołysanki, zanim je puściłam obowiązkowo kucyki pony, ja skulona na łóżku średniego, który tarmosił moją jedną rękę starałam się wyciągnąć drugą, aby pierwsza mogła ją trzymać. Czasami w takiej pozycji 30 minut leżałam.
No i teraz trzeci, który bije wszystkich na głowę, niezmordowany nocami, cycoholik, choleryk i indywidualista. Potrafi o 5 rano rozpocząć serenadę. Usypia tylko przy mnie, koniecznie z cyckiem w buzi, dodatkowo wkopuje się nogami między moje nogi i tarmosi moja rękę. Inna kombinacja nie przechodzi. Regularnie zalicza popołudniowe wpadki przyśnięcia koło 17 tudzież w samochodzie. Rozpiętość pory snu jest uzależniona od ilości drzemek i ładowań w ciągu dnia, jak Bóg da zaśnie o 20 a jak nie da to o 23. Nie wspomnę, że jest najlepszym środkiem antykoncepcyjnym, bo ilekroć coś tam się kroi tylekroć się budzi. Taki stosunek przerywany w naturalnym wydaniu.
No i co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Kochasz przecież.
Musisz odchować i doczekać do tych lat kilku, kiedy wszystko się unormuje i łapać te momenty ciszy, które są Ci dane, lub nie są.
Liczyć do tysiąca, aby nie udusić podczas usypiania, kiedy jak saper schodzisz z łóżka i ono wtedy jak nie skrzypnie, i dupa, od nowa, kizianie, cycanie, trzymanie rączki, głaskanie po włoskach.
I znowu liczysz i czekasz na ten moment, kiedy już nikt, ale to zupełnie nikt nic od ciebie nie będzie chciał. To, że czasami masz chęć kogoś zabić jest normalne, naprawdę, przechodzi z pierwszym łykiem wina.
Także no. Damy radę, damy. Prawda?