___________________
Czy mogę do Ciebie mówić TATO? Ważne pytanie, prawda? Opowiem wam historię o tacierzyństwie zrekonstruowanym.
Zanim zamieszkaliśmy razem, zanim przenieśliśmy się na tą wieś, gdzie ptaki zawracają, ale jakby smogu mniej i lasu więcej, co jest zdecydowanie na plus, zanim postanowiliśmy przewrócić nasze życia do góry nogami, byliśmy zwykłymi znajomymi ze szkoły średniej. I w taki sposób nie mąż został przedstawiony moim dzieciom. Dzieci to jest znajomy ze szkoły średniej, ów znajomy na wkupne przyniósł duże opakowanie Lego i jakiegoś pluszowego kundla dla Oliwki, takiego, co to wydaje te odgłosy, które kochają wszyscy rodzice. Dzieci przyjęły do wiadomości, że znajomy i tyle tego było na tamten moment.
Czas leciał i znajomy stawał się bliższym znajomym, spotkania się nasilały i należało przyjąć jakieś stałe nazewnictwo, tym bardziej, że nie mąż coraz bardziej się angażował w życie nasze i to domowe i to szkolne i to towarzyskie. Określenie wujek zostało przez nas skreślone w przedbiegach, w sumie bardziej ja go nie lubię. Taki wujek kojarzy mi się z lepkimi rękami i postacią patologicznego wujka, o którym często można usłyszeć tudzież przeczytać. Oczywiście z całym szacunkiem dla wszystkich wujków, którzy są dobrymi facetami. Mi zwyczajnie nie leży ta nazwa, nie w ząb nie pasuje do gościa, który ma wychowywać dzieci moje. Mój brat jest dla nich wujkiem, bo rodzina, przyszły mąż mojej siostry też wujek, bo prawie rodzina, no a tutaj nie pasowało. W szkole nie mąż już miał nazwę, ten Pan, co płaci za obiady. Jakoś tak się utarło, że to On zawsze ich odprowadzał i jakoś w okolicach 8 Pani intendentka, która trochę moją historię znała, zaczajała się na nie męża i atakowała z ukrycia wołając
– O pan na pewno do mnie, za obiadki trzeba zapłacić.
Czasami też wołała na niego partner, opiekun tudzież ten Pan. Była pomysłowa.
Wróćmy do tematu, który tak naprawdę jest dosyć poważny. Na początku stanęło na tym, że Krzyś to Krzyś i tyle. Wszyscy wołaliśmy po imieniu. Było fajnie do momentu, kiedy koledzy i koleżanki dzieci moich podłapały i też wołały po imieniu. To już było słabe. Nie mąż przebąkiwał coś o szacunku, o tym, że przecież nie jest ich kolegą i tak dalej. Rację miał, nie będę jej umniejszać. I stanęliśmy trochę pod ścianą. Jedyne określenie, które gdzieś tam majaczyło to był tata. Tylko to bardzo poważna decyzja była tyle mogę powiedzieć.
Tutaj już się zbiega kilka rzeczy.
Na pewno dobro dzieci. Bo co będzie jak nie daj Boże się rozstaniemy, kolejny tata będzie gdzieś tam czasami wpadał albo i nie. Dużo rozmawialiśmy na ten temat, w sumie i tak z racji tego, że mieszkaliśmy razem, nie mąż stał się częścią naszej rodziny. Tak naprawdę już tutaj była zależność, odpowiedzialność za drugiego człowieka, w końcu jesteśmy dorośli. Tylko samo słowo tata jest wyjątkowe, nie można nim zostać tak po prostu, można spłodzić, ale to nie czyni Cię tatą. Tata to ktoś, kto jest wzorem, na kim można polegać, kto uczy, pomaga, jest jak opoka dla rodziny. Myślę, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy z wyjątkowości tego słowa, z sensu, jaki nadaje życiu.
Co z biologicznym tatą. Czy nie będzie konfliktu. Powiedzmy, że konfliktu nie ma, gdyż osoby zainteresowanej też nie ma. Aczkolwiek, temat jeszcze może wypłynąć.
No i co z innymi. Przecież Oni, czyli sąsiedzi, koledzy Ci z pracy i nie, rodzina ta bliższa i ta dalsza, wie, co i jak u nie męża było. Tak naprawdę, to wcale nie jest łatwe powiedzieć, no tak mam teraz w sumie trójkę dzieci, dwoje przyszywanych jedno w drodze. Jak nie mąż tak powiedział na spotkaniu klasowym zapanowała cisza, ktoś kaszlnął, ktoś się zadławił. To zwyczajnie nie mieści się w normach, jest trochę ekstrawaganckie, trochę szalone może, dla co niektórych nieodpowiedzialne. Przeciętny Kowalski pomyśli no tak przygruchał sobie babę z dwójką dzieci do tego jedno spłodził, albo wpadli, albo musi być niezła w łóżku. Na szczęście my mamy dystans, i szczerze w nosie mamy, co kto myśli, ważne, że nam jest dobrze.
Tak, więc wcale to nie było łatwe. Zaryzykowaliśmy, można powiedzieć skoczyliśmy na głęboką wodę z pełną konsekwencją. Co ma być to będzie. Trzymamy się tego, że uważamy siebie nawzajem za odpowiedzialnych dorosłych ludzi. Ślubu, co prawda nie mamy, ale czy tak naprawdę ślub daje gwarancję na długo i szczęśliwie? Absolutnie nie.
Dzieciaki musiały też się z tym oswoić, zaufać od nowa, na nowo. Trochę to trwało, ale któregoś dnia Dawid sam zapytał:
-czy mogę do Ciebie mówić tato?
Tak na podsumowanie mogę rzec, iż nie taki diabeł straszny, jak się wydaje. Wiele rzeczy jest tylko w naszej głowie. Zbudować można, co tylko się chce, trzeba oczywiście chcieć i zaufać, że to ma sens, zaryzykować możliwość niepowodzenia i wierzyć, że się uda.
KONIEC
Podobało się? Zostaw po sobie ślad, możesz polubić, skomentować…. Albo wracać, będzie mi miło.