Któregoś dnia coś się zmieniło, tak po prostu, weszła do pokoju, usiadła w fotelu.
To już nie było moje małe dziecko, dziewczynka której robiłam warkocze dookoła głowy.
Oczywiście telefon w ręku, włosy starannie upięte w kucyk i ten nadąsany wyraz twarzy, nie mylić z uśmiechem.
Patrzyłam na nią i migały mi w głowie kadry z naszego życia.
Jak miała roczek, dwa latka, pięć.
Kiedy była dzieckiem, nad którym miałam kontrolę, nie powiem, aby kiedykolwiek była posłuszna, ale i tak opieka nad nią wydaje mi się teraz czymś wspaniałym i już nieosiągalnym.
Dzisiaj miałam przed sobą twór złożony z hormonów, dąsów, miliona słów z tysiącem przecinków, które mają udowodnić jej rację w każdym temacie, jaki poruszamy.
Zatęskniłam za czasem, kiedy była niemowlęciem, kiedy moje obowiązki polegały na obsłudze higieniczno – gastronomicznej z domieszką animacji i wyobraźni.
Kiedy głównym problemem było uśpienie, nakarmienie, nauczenie sikania na nocnik, ubranie, kupienie gazetki ze Świnką Peppą w sklepie i gumy mamby.
Mówiłyśmy sobie milion razy dobranoc, zawsze się przytulała, kilka razy dziennie.
Chyba tego nie doceniałam, tak jak powinnam.
Nadąsany twór z nosem w telefonie burknął coś do mnie w stylu:
…ale, o co ci chodzi, że się czepiam za bardzo, bo ona wcale długo w tym telefonie, co jej już niemal do ręki nie przyrósł, nie siedzi. Poza tym Ona rozmawia, a nie gra, tak jak ten bubek jej brat, bo jak bym nie wiedziała, pisanie to też jest rozmowa. I nie ona teraz absolutnie nie zrobi lekcji, tylko później, dlatego, że jej się nie chce. Ma prawo mieć swoje zdanie, to jej oceny nie moje. Poza tym nie ma dużo i może zrobić rano przed wyjściem. Spakuje się też rano, teraz nie ma na to ani czasu ani ochoty, a ja jej nie będę zmuszać. Nie będzie teraz sprzątać w pokoju. Co z tego, że śmierdzi, jej to nie przeszkadza, zresztą to jej pokój nie mój, ona mi nie karze sprzątać w mojej sypialni. Zwierzaki nakarmi, wtedy, kiedy nakarmi. Ona wie, że rano zapomniała, ale jeszcze nie zdechły, poza tym, przecież już powiedziała, że nakarmi, ale nie teraz, ona teraz nie chce. A w szkole nic nie słychać, na lekcji nic nie było i mam się przestać ciągle pytać o jej koleżanki i o tego kolegę też. Czy mnie by to nie wkurzało, gdyby ona się mnie ciągle pytała? Hello przecież inni rodzice tak nie robią?! Jej koleżanka siedzi cały dzień w pokoju i mama jej nie przeszkadza dziwnymi pytaniami o to jak się czuje i jak jej minął dzień. I mogłabym malować inaczej oczy, nie samym cieniem tylko jeszcze taką kreskę sobie robić, to jest modne.
Potem zrobiła sobie kolejną miskę płatków i zamknęła się w pokoju.
Moja dorastająca córka.
Kłębek emocji i sprzeczności, szukający swojej tożsamości.
Kiedy to minęło?
Dlaczego tak szybko?
Kolekcjonujcie chwile, kiedy są mali później trzeba ich puścić wolno….