Jesteś Tutaj
Home | PODRÓŻE | Byle dojechać czyli podróż do Chorwacji z małym dzieckiem cz. 2.

Byle dojechać czyli podróż do Chorwacji z małym dzieckiem cz. 2.

Podróż do Chorwacji z małym dzieckiem.

Część druga wpisu poświęconego naszej podróży do Chorwacji w składzie my plus troje małoletnich, w czym jedno 11 miesięczne powinien mieć tytuł jak dojechać i nadal być razem.

Co z was, co planują podróż samochodem lub już jechali, na pewno wiedzą o możliwościach dojazdu. Opcji jest kilka i wszystko zależy od tego, z którego regionu Polski ruszacie. Dużo można informacji o trasach znaleźć na przykład TU . My Łodzianie usytuowani tuż przy A1 bo dodatkowo jesteśmy peryferyjni wyruszyliśmy przez Czechy, Austrię i Słowenię. Jest to krótsza i nieco droższa droga przez opłaty, głównie na Słowenii, ale cel podróży był daleki Komarna do pokonania 1463 km, taki pikuś bym powiedziała.

 

Winietę na Czechy kupiliśmy wcześniej, jest taka możliwość, poszperajcie w internecie spokojnie znajdziecie, resztę kupiliśmy w drodze. Powiem wam, że cenowo bardziej opłaca się kupować winiety w trasie szczególnie w Słowenii.

Wyruszyliśmy o godzinie 18, założyliśmy, że przy sprzyjających wiatrach do 13 dnia następnego dojedziemy, JR wytrzyma a my się nie pozabijamy.

Do Czech dobiliśmy szybko, JR trochę marudził, ale finalnie zasnął, dzieciaki dawały radę, korków nie było. Zapowiadało się cacy. W nocy młody już marudził regularnie, co trzy godziny się budził jak i nie częściej, ale reszta towarzystwa spała. Postanowiliśmy nie zatrzymywać się na nocleg tylko jechać ciągiem. Austrię pokonaliśmy sprawnie, drogi rewelacja, kierowcy kulturalni. Zwracajcie uwagę na przepisy w poszczególnych krajach, my mieliśmy wydrukowaną ściągę. Trzeba się pilnować, to nie Polska gdzie na autostradzie lewym pasem można 200 gnać, pełna kultura max 130 naprawdę, zero wymuszania, tak można jeździć.

W Słowenii byliśmy nad ranem, pyknęliśmy ją ekspresowo, nie jest to duże państwo, nad ranem wjechaliśmy do Chorwacji. Wszystko zgodnie z planem, młody się już przyzwyczaił, że mieszka w samochodzie, przestał płakać.  Powiem wam, że już zaczynałam się cieszyć, krajobraz za oknem się zmieniał, było pięknie i coraz cieplej. Mniej więcej koło 11 nawigacja zaczęła nam fiksować z czasem dojazdu, który niepokojąco zaczął się wydłużać. Tak się wydłużał i wydłużał, z radia zaczęły docierać do nas informacje o pożarach, JR zaczął się denerwować, średni z regularnością pytał się daleko jeszcze doprowadzając resztę do furii a za oknem zrobiło się 35 stopni.

Później zobaczyliśmy dym z jednej strony i z drugiej a następnie korek, kochani korek ten się ciągnął przez kolejne kilkadziesiąt kilometrów i staliśmy w nim 4 godziny. Rozumiecie 4 godziny z trójką dzieci. Traumatyczne przeżycie. Nie będę przytaczać epitetów jakie padały, nie warto, każdy kto ma dzieci wie jak to wygląda.

Jak już opanowaliśmy korek ruszyliśmy dalej z prędkością większą niż 5 km na godzinę zaczęły pojawiać się tunele. Nie wiedziałam, że JR się ich boi, nie miałam okazji się przekonać. Co tunel to ryk, najdłuższym jechaliśmy 20 minut, nic nie pomagało, liczenie, puszczanie kaczuszek, śpiewanie kaczuszek, nic.

Na miejsce dojechaliśmy o 18. Jechaliśmy równe 24 godziny.

Pozostawię to bez komentarza, miejsce, do którego dotarliśmy na szczęście wynagrodziło nam wszystkie trudy podróży.

Komarna to malutka miejscowość gdzie moi dobrzy znajomi mają apartamenty.

Wspaniałe apartamenty z cudownymi ludźmi, super standardem i ceną, która nie powala na łopatki. Zostawię wam link jak by ktoś chciał i szukał pewnej miejscówki. Zajrzyjcie o TU.

Polecam z zamkniętymi oczami. Nie jest to żaden sponsoring. My wynajmowaliśmy największy apartament 9 osobowy wspólnie ze znajomymi, więc koszty na pół, widok z okna piękny, ogromny taras, łóżka wygodne basen pod oknem do plaży 5 minut. Bajka kochani.

Jak szukacie małej spokojnej mieściny, która jednocześnie jest idealna bazą wypadową, nie ma lepszego miejsca. Zresztą sami zobaczcie ….

CDN………

Podobne artykuły

Do góry