Dużo rozmawiam z mamami, które podobnie jak ja są na urlopie wychowawczym.
Rozmawiamy o różnych sprawach, jakie nas bolą, cieszą smucą. Czasami dobrze jest usłyszeć od drugiej osoby, która przeżywa podobne sytuacje, że będzie dobrze albo, że ona też ma tego dosyć i nie wie, co ma ze sobą i swoim życiem zrobić, bo stanęła w jakimś martwym punkcie.Generalnie dobrze jest mieć ludzi wokół siebie.
Wiesz, te rozmowy są tak podobne, sytuacje, emocje, wszystko niemalże takie same. Zawsze mnie to zaskakuje. Powtarzalność wypowiedzi. Każda z nas dokonała tego wyboru świadomie, że poświęci 3 lata swojego życia i zajmie się wychowaniem dziecka lub dzieci jak ma więcej, do momentu, aż młode podrepcze do przedszkola, magiczne 1000 pierwszych dni. Każda z nas stara się być dumna z tego co robi i cieszyć się tym co ma, bycie matką jest darem, jest wspaniałą przygodą.
Mój urlop na szczęście się już kończy, jeszcze jakieś 9 miesięcy i zacznę żyć jak kiedyś. No prawie, ale mówiąc najprościej jak można wyjdę z domu, na dłużej niż godzinę całkowicie sama. SAMA. Już zapomniałam jak to jest nie mieć małego rzepa u nogi…..
Myślisz, że to źle, że tak piszę? Z taką ekscytacją? Przecież nie mam tak źle, cisza ,spokój, zająć się dzieckiem posprzątać, posiedzieć na kanapie, totalny luzik.
Niestety doskonale zdaję sobie sprawę, że do matki na wychowawczym została przyklejona łatka.
Muszę ci powiedzieć, że spotkałam się z tyloma negatywnymi opiniami w sieci i nie tylko na temat tych matek, które siedzą z dupą w domu i wychowują dzieci, jakby one faktycznie nic nie robiły tylko grzały to dupsko na kanapie a dziecko samo się sobą zajmowało.
Jak mnie to wkurza. Nawet nie wiesz.
A jak inne kobiety potrafią jad wylewać, losie, no, bo one przecież pracują i zajmują się dziećmi, więc niech te, co siedzą z tą dupą w domu się tak nie unoszą, że takie biedne, że nie mają życia, że nieszczęśliwe, my to jesteśmy super. No kobieta kobiecie, bo ona już zapomniała jak to było.
Ja zawsze pracowałam od 19 roku życia, jestem stworzeniem stadnym lubię ludzi, lubię się rozwijać poszerzać horyzonty, lubię, potem pracowałam i miałam dzieci i pamiętam jak bywało ciężko, wygospodarować czas dla nich, nie unosić się z byle powodu, pamiętam, ale wtedy był balans, podział dnia na czas dla siebie i dla nich. Nawet, jeżeli czasem dla mnie była droga do pracy w tramwaju czy w samochodzie. Człowiek jak pracuje bardziej docenia dom, chce do niego wracać, bardziej cieszy ciepła herbata pod kocem, leżenie na kanapie, siedzenie przy stole, zabawa z dziećmi.
Nigdy nie żałowałam czasu, jaki poświęciłam dla nich. Nigdy. Ale za każdym razem, był to jeden z najtrudniejszych sprawdzianów dla mnie. Sprawdzianów mojej cierpliwości, wytrzymałości na brak snu, sprawdzianu dla związku, w którym byłam.
Powinnam się cieszyć, że mam zdrowe dzieci, mam, co jeść, mam pracę, którą mogę wykonywać zdalnie, mam obok siebie człowieka, który jest, stanowimy zespół.
Każdego dnia sobie to tłumaczę, powtarzam jak mantrę, wbijam do głowy.
Niestety, przynajmniej 3 razy w tygodniu mam ochotę się spakować i nie wrócić.
Wyjechać w pizdu, bez telefonu, tylko ja i cisza.
Jestem zmęczona.
I tu zaraz powinna się wylać fala hejtu od matek pracujących, matek wszystko wiedzących, nie matek, że jak to, tak można mówić, że niby, czym możesz być zmęczona przecież siedzisz z dupą w domu, o co ci chodzi? No, o co ci chodzi babo jedna?
Nie wiesz, o co chodzi? A może doskonale wiesz, bo sama jesteś w podobnej sytuacji?
Jestem zmęczona samotnością, z którą mierzę się każdego dnia. Kiedy czytam kolejną bajkę, jadę po zakupy, idę na spacer, gotuję obiad, kiedy oglądam piętnasty raz ten sam odcinek Maszy i Niedźwiedzia. Zamknięta w schemacie. Kiedy nie mam, z kim porozmawiać, a mój mały pracodawca ma akurat gorszy dzień a może choruje od 2 tygodni, ma etap buntu, wyżynają mu się zęby, może krzyczy od kilku godzin, bo nie umie mi powiedzieć, o co chodzi a ja wychodzę z siebie i liczę do 50 i tak bardzo staram się nie krzyczeć, ale mi to nie wychodzi, bo nikt nie jest nad człowiekiem. A potem mam wyrzuty sumienia.
Czasami mam wrażenie, że nikt się ze mną nie liczy, ja jestem zawsze, stoję na posterunku w domu gdzie nie ma pochwał, statystyk, ścieżki awansu, nikt nie liczy mojego czasu pracy a efekty i tak nie są wymierne, bo ile bym nie zrobiła dom zawsze wygląda tak samo, bo mieszkają w nim mali żywi ludzie, którzy się ślinią, brudzą, malują farbami, bawią się zabawkami, które walają się totalnie wszędzie. Po pewnym czasie nikt już nie liczy ile razy wstałam w nocy czy spałam czy nie, czy miałam, chociaż chwilę czasu w ciągu DOBY dla siebie, czasu, kiedy nikt niczego ode mnie nie chciał, kiedy mogłam się skupić na sobie i swoich potrzebach, bo przecież one nadal są, mimo że jestem właśnie tą matką siedzącą z dupą w domu na kanapie. O to chodzi.
O pustkę i wyjałowienie, które się pojawia. O oddalanie się od siebie, kiedy nagle nie macie, o czym ze sobą rozmawiać, poza tym, co tam słychać w pracy, bo w twoim życiu nic specjalnego się nie dzieje, przecież każdy dzień wygląda tak samo. Po pewnym czasie nikt w domu nie pyta, co słychać, jak ci minął dzień a Ty mówisz coraz mniej i mniej.A co z samodzielnością, niezależnością, która też ucieka, na urlopie nie ma dodatków, premii, wczasów pod gruszą, wynagrodzeń, nie ma. Nie ma też coraz dłużej partnera, męża, nie męża, bo pracuje więcej na godne życie.
To jest smutne, czasami bardziej czasami mniej, bardziej doskwiera jesienią i zimą, kiedy dni są krótkie, szare, a dzieci chorują więcej, kiedy trudniej się z kimś spotkać i jesteś tylko TY. Tak na prawdę nikt o tym nie wie, bo starasz się każdego dnia trzymać głowę wysoko. Mówisz jest dobrze, Jeszcze trochę.
Ciemniejsza strona macierzyństwa, ona istnieje. Mało się o niej mówi głośno, mało się mówi pozytywnych słów o matkach siedzących z dupą w domu a szkoda, bo to jeden z trudniejszych zawodów.
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu Możecie go też udostępnić swoim znajomym. Dziękuję! :*