Jesteś Tutaj
Home | LIFESTYLE | A TY nie oceniasz innych?

A TY nie oceniasz innych?

A TY nie oceniasz innych?

A TY nie oceniasz innych? Ten tekst chodzi mi po głowie od jakiegoś czasu. Nie wiem, czy uda mi się właściwie ująć to, co chcę wam przekazać, ale spróbuję.

Lubimy oceniać innych. Czy nam się to podoba czy nie. Czasami wydajemy jakieś pochopne opinie. Osądzamy. Może chcemy sobie poprawić samoocenę? Nie wiem. Sama się na tym łapię, z jaką łatwością mogę powiedzieć, że ona to, to i to. I generalnie samo wychodzi. Później tylko się zastanawiam, po co ja to robię? Co mnie tak naprawdę obchodzi czyjeś życie? A poza tym, kim ja jestem aby oceniać innego człowieka?

Właśnie w odniesieniu do tego, opowiem wam historię. Znam taką rodzinę. Mama i jej dzieci. Wychowuje je sama. Nie ma koło siebie rodziców, mieszkają daleko. Nie ma dużo znajomych, bo zwyczajnie, jak mi mówiła, nie ma na to czasu. Żyje w wiecznym niedoczasie. Dużo krzyczy. Czasami przechodziłam koło jej mieszkania, i słyszałam różne takie epitety rzucane tu i tam. I wiecie co sobie pomyślałam? Pomyślałam sobie, jak ona może tak cały czas krzyczeć? Czy jej nie szkoda tych dzieciaków? Co z niej za matka.

Ja tak pomyślałam, JA. Jak szybko przyszło mi zapomnieć, jak sama się darłam na dzieci kiedy byłam z nimi sama? NM do teraz wraca w rozmowach do naszych początków i mówi, wiesz Ania, ty się tak prułaś na te dzieci… Pytałam się go, czemu nic nie zrobił, jakoś mnie nie korygował? Odpowiedział, że na niego przecież nie krzyczałam…..

Któregoś razu spotkałyśmy się pod daszkiem, kiedy padał deszcz. I zaczęłam mi opowiadać o swoim życiu. O przemocy. O tym, że tyle rzeczy jej nie wyszło. Że bił ją były maż. I, że jest jej bardzo trudno wygospodarować czas na cokolwiek. Powiedziała mi…..

wiesz Ania, ja dopiero idę na plac zabaw a jest 17. Od rana młoda była w żłobku. Na nic nie mam czasu, na NIC. Czasami mam takie wyrzuty sumienia. Wiem, że słychać jak krzyczę, ale nie daję rady. Dużo pracuję w domu. A każdy czegoś ode mnie chce. Kocham moje dzieci najbardziej pod słońcem. Staram się być najlepszą mamą, ale momentami nie daję rady. Kiedyś, wiesz, miałam taką sytuację, że Ola mi zachorowała. Dostała jakiejś reakcji alergicznej. Zaczęła puchnąć. W tym samym czasie Kasia miała grypę, a Zosię odebrałam ze żłobka z gorączką. I rozumiesz. Jedno dziecko mi się dusi, drugie malutkie płacze, bo jest chore a najstarsza córka śpi z grypą. Co miałam zrobić? Zostawiłam najmłodszą z najstarszą. Z nadzieję, że mimo gorączki sobie poradzi i pojechałam na sygnale do szpitala. To jest Ania najgorsze. Ta odpowiedzialność. Ona mnie czasami zabija. Wszystko zależy ode mnie. Wszystko. Każdy dzień mam wyliczony co do minuty. Nie mogę sobie pozwolić na potknięcie. Na luz. Muszę działać jak maszyna. Bo widzisz Ania…….. To ode mnie zależy wszystko. Ta świadomość przygniata mnie każdego dnia. Każdego jednego dnia…..

Jakie, to co mi powiedziała, było bliskie mojemu sercu. Jak bardzo. Ile razy ja byłam postawiona w takiej sytuacji? Każdego wieczoru kładłam się spać z uczuciem duszności. Otulałam się kołdra i na siłę próbowałam się schować, na chwilę zapomnieć, odpocząć, ale nie potrafiłam się wyłączyć. Odpowiedzialność za dzieci, to poczucie, że wszystko zależy właśnie ode mnie …… To był najcięższy element samodzielnego macierzyństwa.

Pamiętam jak dziś dzień, kiedy wprowadził do nas NM. To był pierwszy poranek, kiedy wyszłam sama z domu. Bez dzieci. Dzieci do szkoły miał zaprowadzić On. Ja uciekłam z domu. Dosłownie. Podobno nie zostawiłam ubrań, śniadania dla dzieci, wyszłam. I wiecie, że do dzisiaj pamiętam uczucia, które mi towarzyszyły? Ten spokój, to, że przez moment mogę zapomnieć i zwyczajnie wyjść? Bo wiem, że jest obok mnie drugi człowiek, na którego mogę liczyć, i ja wiem, że on odstawi moje dzieci do szkoły. I im nic złego się nie stanie a ja spokojnie mogę pojechać do pracy. Coś niesamowitego. Nawet teraz, jak o tym piszę widzę siebie w windzie, jak poprawiam włosy i mam ciarki na plecach.

Łatwo jest oceniać drugiego człowieka. Tylko widzicie, prawda jest taka, że widzimy tylko jakiś kawałek historii. Widzimy puzzla, który nie tworzy całości.

Musielibyśmy założyć czyjeś buty, przejść w nich czyjeś życie, wtedy możemy coś powiedzieć. A teraz… może czasami lepiej poczekać z pochopnymi opiniami…. Może lepiej się zapytać, czy wszystko w porządku? Porozmawiać? Zaoferować swoją pomoc… Powiedzieć, wiesz przecież mieszkam obok, pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zapukać…..

Może również zainteresuje Cię temat NIE jestem IDEALNYM rodzicem?

P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu  Możecie go też udostępnić swoim znajomym. Dziękuję! :*

Podobne artykuły

Do góry