Jak przeżyć rozstanie /rozwód i iść dalej.
Uważam, że nie ma sensu być ze sobą, jeżeli zwyczajnie się już nie da. Czasami próbujemy wszystkich sposobów, aby podtrzymać związek a to i tak kończy się fiaskiem i tylko niepotrzebnie rozbudza w nas nadzieje. Powody rozstań są różne począwszy od nieodpowiedzialności i braku dojrzałości a skończywszy na nałogach i przemocy. Niestety bez względu na powód rozstanie boli zawsze. Na bazie moich doświadczeń zaobserwowałam następujące fazy z Happy Endem. Tak ku pokrzepieniu serduch rozwodzących się.
1. Smutek – jest pierwszym etapem rozstania, towarzyszy mu żal poczucie krzywdy, pewnego rodzaju rachunek sumienia. Zastanawiamy się, dlaczego nas to spotkało, gdzie popełniliśmy błąd, dlaczego coś, co budowaliśmy latami się rozpadło. Czujemy się bezradni i stajemy przed bardzo trudnym zadaniem, mianowicie musimy uporządkować na nowo naszą rzeczywistość i naszych dzieci. To wbrew pozorom jest bardzo trudne. Spada na nas praktycznie cała odpowiedzialność za dzieci, często nie mamy wsparcia i pomocy ze strony bliskich. Rozwód nie zawsze przebiega w pokojowej atmosferze, tracimy kontakt z rodziną ze strony byłego męża i czujemy się w tym wszystkim strasznie samotni. Ja ten etap nazwałam etapem żałoby. Musimy opłakać i pochować nasze małżeństwo. I należy płakać ile wlezie, wyrzucać z siebie wszystkie negatywne emocje, nazywać uczucia, uwierzcie mi przychodzi dzień, kiedy już nam się nie chce płakać. Wstajemy, otrzepujemy się i dostajemy kopa. Zaczynam etap 2.
2. Złość jest naszym paliwem – to jest dziwny czas, któremu towarzyszy motto ja sobie nie poradzę to popatrz. Jesteśmy nabuzowani, jak na ciągłym haju. Ja na przykład mogłam praktycznie nie sypiać, chodziłam jak nakręcona, udzielałam się w pracy, spotykałam ze znajomymi testowałam próg wytrzymałości mojego organizmu. Wydaje mi się, że celowo wprowadzamy się w taki stan, aby nie myśleć nad tym, co się stało. Ja miałam wrażenie, że mogę wszystko. Ciągły bieg, i tak biegniesz aż się zmęczysz, każdy ma metę w innym miejscu.
3. Klin – odbudowanie samooceny. Zaczynamy się ponownie umawiać w celach wiadomych. Rozwód bardzo uderza w poczucie własnej wartości, czujemy się gorsi, bo nasza rodzina się rozpadła. Niestety z każdej strony emanuje stereotyp 2+2, gdzie się nie obejrzysz szczerząca zęby w błogim uśmiechu matka ojciec i potomstwo. A ty jesteś modelem 1+2 lub inna kombinacja z jedynką na przedzie i nijak pasujesz, nijak się czujesz, słabsza, gorsza, mniejsza, niepełna i tak mogłabym wymieniać. Nikt nie pomyśli, że za tymi fasadami idealności jest często gęsto syf z gilem. Tutaj pomaga klin. Klin dobrze robi, przeważnie jest to luźny związek nietrwający długo, ale pomaga, zaczynamy dostrzegać siebie taką jak kiedyś. Nadal się podobamy to nam daje nadzieję, że może za jakiś czas uda się stworzyć coś z kimś i będzie to trwalsze.
4. Akceptacja – to ostatnia faza. W tym momencie tak naprawdę zaczyna się nowy rozdział. Przeszłość została ogarnięta, uczucia uporządkowane, kontakty z ex są do wytrzymania. Ba nawet możesz się czasami z nim pośmiać przy kawie. Uroczo szczerzące się pary na ulicy nie powodują ścisku w żołądku, bo jest Ci dobrze ze sobą i z tym, co masz. Jesteś sobie sama sterem, żeglarzem okrętem i śrubokrętem i pasuje Ci ta swoboda. Nareszcie czujesz się Panią swojego losu. Wiesz, że jesteś wyjątkową i wartościową osobą. Radzisz sobie każdego dnia i to Ci dodaje pewności siebie. Pewnie teraz dwa razy pomyślisz zanim kogoś znowu wpuścisz do swojego życia, bo je polubiłaś.
Naprawdę rozwód można przeżyć, to nie jest śmiertelna choroba, żyjemy i będziemy żyć dalej, chociaż nie raz chciałoby się zatrzymać zegar. I będzie lepiej. Życie jest taką niewiadomą, nie wiesz, kogo spotkasz za rogiem i jak będzie wyglądało Twoje życie za rok o tej samej porze. Może Cię zaskoczyć możesz mi wierzyć.
Podobało się? Zostaw po sobie ślad, możesz polubić, skomentować…. Albo wracać, będzie mi miło.
ps. Jeżeli chciałabyś/chciałbyś abym poruszyła jakiś temat pisz śmiało.