Rodzina Zrekonstruowana, co to takiego i jak to się je.
Tytuł bloga nie jest przypadkowy, każde z nas zaliczyło szaleńczą miłość, uroczy ślub i wesele ba nawet rozwód zaliczyliśmy i muszę Wam powiedzieć, że nie spieszy nam się do ponownego ślubowania, ale dobrze nam ze sobą, więc jesteśmy. Stworzyliśmy rodzinę zrekonstruowaną. Na tę nazwę natknęłam się w ankiecie szkolnej, nie miałam pojęcia, że jest tak fachowe określenie. Ankieta była skierowana oczywiście do rodziców, napisana przez studentkę jakiś tam studiów. Padło w niej między innymi pytanie, jaka jest Twoja rodzina, wybór był całkiem ciekawy: związek małżeński, związek partnerski, samotni on lub ona, wdowiec i rodzina zrekonstruowana. Tak sobie pomyślałam, że w obecnych czasach patchworkowe związki zyskały oficjalną nazwę i bardzo mnie to cieszy, bo to tak naprawdę model rodziny jak każdy inny. Taka akceptacja społeczna przyzwolenie wręcz jest bardzo ważne, każdy chce być akceptowany i mieścić się w jakiś widełkach norm społecznych.
U nas zrekonstruowanie jest na konkrecie nie mąż nie żona dwoje moich dzieci z czasów męża jedno wspólne z nie mężem na dokładkę świnka morska, która okazała się samcem i królik rewolucjonista.
Tworzymy całkiem fajny zespół.
Muszę powiedzieć, że na początku targało mną wiele sprzecznych uczuć i obaw, poniżej takie najciemniejsze:
– Jak sobie dzieci poradzą z nową rzeczywistością. Mam tu na myśli akceptację nowego modelu rodziny. Strach miał wielkie oczy poradziły sobie, mają się świetnie, zyskały tatę i brata, zmiana mieszkania i szkoły wyszła im na dobre. Same plusy. Wyglądają kwitnąco cała trójka. Momentami było ciężko, jak to w życiu bywa, ale wspólnie wypracowaliśmy złoty środek.
– Czy ten związek się uda, a jak znowu będzie porażka, jak to zniesiemy. Każdy, kto ma na swoim koncie rozwód i wszystkie przyjemności związane z tym tematem, wie, o co mi chodzi. Przed rozwodem jest też historia, która do niego doprowadziła. Trudny temat, zaufać od nowa i tak dalej. Tego nie będę rozwijać, zawsze coś się może nie udać. Obecnie jestem dobrej myśli, patrzę pozytywnie w przyszłość i tyle.
– Czy nie mąż będzie kochał wszystkie dzieci tak samo. To była trudna kwestia bardzo ważna dla mnie. Tego chyba boja się wszystkie kobiety, które mają już dzieci, przynajmniej tak myślę. Obawy okazały się bezpodstawne, nie mąż twierdzi, że kocha tak samo, a ponieważ nie mam innego wyjścia to mu wierzę i już.
– Co ludzie powiedzą. Niestety, mimo iż mam poniekąd głęboko w poważaniu to, co kto o mnie myśli i dlaczego, w tej konkretnej sytuacji nie miałam. Sprawa dotyczyła nie tylko mnie, ale też dzieci moich. Niestety nic tak nie fascynuje prostej Polskiej społeczności jak cudze brudy i problemy, którymi można żyć. A ja nie dość, że po rozwodzie, z dwójką przychówku do tego z trzecim w drodze, patologią trąca jak nic, idealny temat na długie dyskusje w plotkarskim kółku gospodyń w pochmurne dni nieprawdaż. A my porządni ludzie jesteśmy, co prawda kościół ma odmienne zdanie, ale ten temat zostawmy na inny artykuł. Długo byliśmy na osiedlowych językach. Akurat ta obawa okazała się słuszna, z ulgą się wyprowadziłam, nie szkodzi, że niemalże na wsi mieszkam.
Dużo bym mogła wymieniać strachów, które mną targały i nie mężem również. W każdym razie ku pokrzepieniu serc rozwodników z dorobkiem dzieciowym, finalnie stworzyliśmy całkiem sprawnie działającą komórkę społeczną. Jesteśmy szczęśliwą rodzinką.
Co pewien czas będę publikować artykuł o tematyce problemów rodziny zrekonstruowanej.
I taki akcencik na koniec.
Oliwka któregoś dnia po powrocie ze szkoły powiedziała mamo, wiesz, że połowa dzieci u nas w klasie ma nowych tatusiów i mamusie.
Podobało się? Zostaw po sobie ślad, możesz polubić, skomentować…. Albo wracać, będzie mi miło.