Mój syn jest uzależniony od moich piersi.
Czasami się śmieję, że powinien chodzić do grupy wsparcia…
-Cześć mam na imię Natan od dwóch lat nie dałem mojej mamie przespać żadnej nocy.
-Cześć Natan, fajnie, że tu jesteś.
Piszę to trochę żartem a trochę serio, bo szczerze zaczyna mnie to przerażać, momentami.
Ci którzy mnie już trochę znają i podczytywali czasami, wiedzą, że JR nadal wisi na mojej piersi. Miał wisieć krócej ale wybrał inaczej a ja zwyczajnie mu na to pozwoliłam łudząc się tym, że jak będzie starszy jakoś mu wytłumaczę, że cycuszki są już chore, nie mają mleczka i tak dalej.
Na chwilę obecną młody ma prawie dwa lata i pełną świadomość, że cycki są jego, doskonale wie gdzie się znajdują i domaga się ich w najmniej dla mnie zręcznych momentach. Mało tego, jak tylko niedomaga zdrowotnie, wymaga ode mnie pełnej dyspozycyjności, bo ciumkanie przynosi mu ulgę.
I tak ponieważ za 2 dni wyjeżdżamy JR postanowił się rozchorować. Miał na to całe wakacje, całą wiosnę i całą zimę, ale nie, zgodnie z prawem Murphego najlepiej chorować przed samym wyjazdem. Ponieważ jedziemy 1600 km mamy pewne obawy co będzie jak mu nie minie. Dlatego wprowadziło to dodatkowe napięcia w i tak napiętej sytuacji domowej.
Tak więc od trzech dni zmagamy się z temperaturą niewiadomego pochodzenia, i nie jest to trzy dniówka, jakiś inny wirus, przynajmniej tak twierdzi przedstawiciel medycyny.
I wiecie dzisiaj w nocy pobił rekordy wiszenia na mnie. Koło 1 się zbuntowałam, bo miałam wrażenie, że w ogóle nie śpię, co chwila mnie budził. Zbuntowałam się więc, i powiedziałam, że już nie ma, że moja ręka musi wystarczyć, cycuszki poszły spać i on też musi. Skapitulowałam koło 4. Tyle czasu trwała batalia i wgrał ją On. Taki zawodnik. Kopał, bił, krzyczał, rzucał się po łóżku, usypiał i się budzi i znowu krzyczał, kopał, chciał i już. W tej chwili, w tym momencie.
To nawet nie jest to, że jest głodny, czy chce mu się pić, on musi się przytulić w ten jedyny sposób. Rozumiecie, inaczej nie potrafi, musi pociumkać, postękać, rękę położyć na mnie, nogi wepchnąć pod moje nogi i zasypia. Jak za szybko wyjmę to zaczynamy od nowa i od nowa.
Na szczęście gorączka przeszła, mam nadzieję, że to już koniec, ale nie zmienia to faktu, że jestem ciemnej dupie. Bo niedosypiam, świat jest dla mnie coraz mniej fajny mózg dawno zamienił się w papkę i marudzę trochę z bezsilności.
Z jednej strony człowiek widzi, jak bardzo potrzebna jest ta bliskość, a z drugiej strony pojawia się pytanie kiedy tak naprawdę należy kategorycznie powiedzieć koniec i jak w tym wytrwać i faktycznie zakończyć przygodę z karmieniem piersią?
Wiem, że jest wiele sposobów, pieprz, sól, gorzkie paluszki, cytryna, wyjazd na tydzień, czytałam o tym, tylko zastanawia mnie kiedy poznać, że można zacząć działać bardziej drastycznie i nie przyniesie to jakiegoś negatywnego odbicia na małym nałogowcu?
Jak rozmawiałam z dziewczynami, mamami, które podobnie jak ja długo karmiły, to na tym etapie są tak naprawdę dwie drogi, albo tygodniowy odwyk, najlepiej bez mojego udziału, ale na to zwyczajnie nie możemy sobie pozwolić, albo muszę wytrwać do momentu, kiedy on pogodzi się z tym, że już koniec, ale ten moment może być za pół roku, za rok, zależy od dziecka.
Takie buty, taka czarna dupa drodzy moi. A co zrobić jak organizm mówi, że on już ma dosyć i jak nie odpocznie to wytłucze wszystkich dookoła a partnera wyrzuci przez okno, bo on sypia.
Macie jakieś patenty, sposoby, podzielcie się swoimi historiami, może coś mnie natchnie, cokolwiek.