Jesteś Tutaj
Home | PARENTING | NA WESOŁO | Matura, matura już zaraz matura.

Matura, matura już zaraz matura.

Matura, matura już zaraz matura.

Matura, matura, już zaraz matura. Już teraz matura. Już jutro matura. Tak, moje dziecko pierworodne jutro staje do jednego z bardziej stresujących egzaminów jakie miała do tej pory. Oczywiście za kilka lat powie, nie było się czego bać. A może wcale tak nie powie? Tego nie wie nikt. Na pewno dowiedzą się o tym jej dzieci we właściwym czasie, tak samo jak moje się dowiedziały.

Ale do brzegu. Jestem matką maturzystki i dziwnie mi z tym. Dziwnie, tym bardziej że wyjątkowo wyraźnie mam przed oczami to samo dziecko jak opuszczało mój spektakularny brzuch o godzinie 1:40 nad ranem. I jest to pewien dysonans pomiędzy prawie dorosłą kobietą, którą mam w domu. Prawie dorosłą, bo jakimś cudem jak tylko skończyła lat 18 straciła poczucie dorosłości i coraz częściej słyszę, ale mamo – ja przecież jestem jeszcze dzieckiem, proszę załatw, zadzwoń, mamoooo no przecież jak to ja – dorosła. Nie wcale nie. Co akurat rozumiem, bo ja totalnie nie utożsamiam się z moim wiekiem i bardzo chętnie też bym na kogoś zepchnęła odpowiedzialność, bardzo chętnie. Tupnęłabym moją nóżką i powiedziała, ale jak to, przecież ja mam dopiero 19 lat, jakie ponad 40? Jak ja się wcale tak nie czuję!

Nie wiem kto się boi bardziej ona czy ja?

I znowu mi wątek uciekł w prawo albo w lewo. Wiecznie go gubię. Matura. Nie wiem która z Nas bardziej ją przeżywa. Ona czy ja? Nie wiem. Kupiłam jej wczoraj bransoletkę. Taką specjalną, na czerwonej nitce, intencyjną, zaklinającą strachy i chowającą je do szuflady. Zaplotłam na niej dzisiaj 7 supełków, kiedy zakładałam ją na lewą rękę mojej maturzystki. Dużo się oczekuje od kilku kamyków na czerwonej nitce. Dodam, że nitka jest jedwabna a stal chirurgiczna – o czym powiedziała mi miła sprzedawczyni na stoisk z uszami elfa. Tak więc widzicie ponad 40 na karku a kupuję zaklinacze rzeczywistości, które mają w magiczny sposób sprawić, że obie jutro będziemy się bać mniej. I ja i Ona. Prawie dorosła, ale nie do końca. Podobnie jak ja.

To był długi rok…..

Tak, to był stresujący rok, przepełniony wzlotami i upadkami. Głaskaniem po włosach i powtarzaniem, że sobie poradzisz. Znajdowaniem drogi kolejnej, kolejnego celu. Rok pełen emocji przeplatająca się radość i ekscytacja pomieszana z płaczem i niewytłumaczalnym smutkiem.

Ale zbliżamy się do mety.

I cały czas mam ją przed oczami, takie małe zawiniątko i moje myśli w głowie: ona już będzie ze mną zawsze. Zawsze. Nie jak chomiki tylko do końca życia. Jak ja dam radę. I to co jest teraz – no dałam radę całkiem nieźle, proszę państwa całkiem nieźle. Biorąc pod uwagę moje perypetie, dużo samotnego macierzyństwa, tony upadków, spadków i dołków jakie sama sobie często kopałam.

Dałam radę i mam przed sobą prawie dorosłą osobę, która jutro zaczyna maraton maturalny. I mam nadzieję, że to będzie tylko przecinek w jej życiu. Kropka nad i jaką postawi po tylu latach nauki i pierwsze drzwi jakie otworzy do kolejnych etapów w jej cudownym życiu, które teraz dopiero nabierze tempa.

Powodzenia dla Nas wszystkich

Niech moc będzie z Nami i z Wami moi drodzy rodzice, którzy też na pewno to przeżywacie jak ja albo i bardziej. Może kupiliście więcej bransoletek, a może uważacie, że to totalne bzdury. To nie ważne. Bo jak wiemy, każdy z Nas jest inny i jak to powiedział przyjaciel mojego trzeciego dziecka – Aniu z pozdrowieniami dla Ciebie – każdy z Nas jest wyjątkowy i to jest wspaniałe, bo inaczej byłoby nudno gdybyśmy wszyscy byli tacy sami. Amen. Zgadzam się z tym całym sercem i podpisuję dwiema łapkami.

Inne ciekawe wpisy trochę śmieszne i trochę nie znajdziesz TUTAJ

Podobne artykuły

Do góry