Jesteś Tutaj
Home | PARENTING | Ach śpij kochanie…….

Ach śpij kochanie…….

Kiedy byłam w ciąży z Jr miałam ułożony w głowie cały plan działania, wydawało mi się, że absolutnie wiem wszystko, przecież mam dwoje starszych dzieci w domu. Teraz mi się chce śmiać z samej siebie. Pamiętam jak zarzekałam się przed, NM, że Jr nigdy nie będzie spać z nami, że po każdym karmieniu będą go odkładać do łóżeczka, że tak jest dobrze, bo tylko nam dorosłym się wydaje, że maluchowi coś się dzieje jak śpi sam.

 

 

Taki maluszek lubi mieć granice, które dają mu poczucie bezpieczeństwa. Jaka ja byłam pewna tych wszystkich mądrości, jakie z siebie wyrzucałam pod wpływem ciążo burzy hormonalnej. A teraz, teraz to wygląda tak, że Jr ma monopol na nasze wyrko i za Chiny ludowe nie mam pojęcia jak go z niego wyeksmitować. To znaczy wiem, ale brak mi wszystkich atrybutów, jakie ma taka mama, co uporała się sobie z takim łóżkowym pochłaniaczem przestrzeni.

Ostatnio nasze noce, poprawka moje noce, to jakiś koszmar. Młody się budzi, co godzinę, mamle tego cycka, jak się nafutruję ma gazy, jak ma gazy to się budzi, jak się budzi chce cycka a potem ma, co GAZY i koło się zamyka a ja każdego dnia mam większy wkurw na tą sytuację i zachodzę w głowę jak to się stało, że te wcześniejsze dzieci jakoś sypiały a ten ostatni ma to w nosie. Już nawet nie będę mówić o tym, że książę zajmuje centralną część łóżka a my poboczne skrawki.

W sobotę byliśmy na Andrzejkach, nie sami, zabraliśmy Jr i niańka dziadka, wynajęliśmy pokój żebym mogła, co jakiś czas biegać do młodego i zmieniać się z dziadko nianiem co by też trochę potańcował. I wiecie co, byłam pewna, że młody będzie się budził co 30 minut a on spał do 24. Ja jak głupia latałam co 30 minut na górę aby sprawdzić a on jak aniołeczek. Dopiero o 1 się przebudził na karmienie i potem był standard co 30 minut do rana. Tylko potem już z nim spałam zgięta w jakiś paragraf z wiszącym tyłkiem nad podłogą podpierając się ręką.

Pomyślałam sobie, może on już potrzebuje spać sam, może to ja, głupia matka, trzęsąca się nad nim, sama sobie kręcę baty na własną dupę.

Koniec tego, powiedziałam do NM, od dzisiaj Jr śpi sam.

Przygotowałam łóżeczko, które ostatnio pełniło funkcję namiotu, świeżą pościel, kocysie i inne pierdy na wypasie. Pewna swojego sukcesu nakarmiłam spionizowałam aby uniknąć gazów, odłożyłam. Puściłam w tle ulubioną muzykę, napatrzyłam się ze wzruszem na śpiącego małego człowieka. Wyszłam na palcach. Udało się. Myślę sobie, będę silna, konsekwentna, czas na zmiany, tak od dzisiaj będę spać z NM sama w naszym łóżku, ale wypas, o ja, zajebiaście. Za pół godziny obudził się pierwszy raz, potem kolejny i kolejny i jeszcze jeden, brałam przytulała, odkładałam, bujałam, kiziałam, czasami karmiłam. Tak z trylion razy, cudem się wykapałam wróciłam wyjęłam wyjca z łóżeczka położyłam na naszym łóżku.

Jednak jutro wyszeptałam, jutro będzie spał sam dzisiaj nie dam rady i tak będzie kaszana, chociaż nie będę wstawać, chociaż tyle.

I to jest klucz sedno nie wiem jak to inaczej nazwać.

Na samą myśl, że młody będzie się budził trylion razy, zgodnie z zapowiedzią, wolałam zapakować go do łóżka z nami, bo padałam na pysk i wizja, że za każdym razem z tego tryliona będę wstawać z łóżka iść do jego łóżeczka wyciągać, bujać, karmić, pionizować, głaskać dostawałam palpitacji. Poza tym jak On taki samiuteńki obudzi się w tym łóżeczku wpadnie w histerię, tak myślałam. Głupia ja. Założę się, że jakby sytuacja mnie przycisnęła znalazłabym w sobie siłę na konsekwencję, a tak chuj wielki i bąbelki. Zawsze coś znajdę i mimo, że wiem, że tak jest to udaję, że wcale tak nie jest.  Mało tego, dzisiaj w nocy mało nie dostałam zawału. Budzę się tysięczny raz bo wydaje mi się, że jęczy, patrzę po łóżku a jego nie ma. Przecieram oczy, no nie ma, NM chrapie a dziecko wyparowało. Poziom adrenaliny mało nie rozwalił mi mózgu, szukam go po łóżku i widzę nogę, wystającą na łączeniu naszego łóżka z jego łóżeczkiem. Nie wiem jak on to zrobił ale wślizgnął się w tą szczelinę, zawisł na siatce łóżka głową i spał taki powyginany. Jedna noga mu wystawała.  Dobrze że ma łóżeczko z siatką a nie ze szczebelkami, bo ta historia mogłaby mieć dużo gorszy finał.

Dzisiaj mam kolejne podejście, teraz śpiocha w swoim wyrze, zobaczymy, nie zapeszam, nic nie mówię, nic a nic, może się uda.

Podobne artykuły

Do góry