Tadek niejadek. Moje dziecko nie chce nic jeść.
Znacie ten problem? Problem Tadka niejadka, czyli młodego człowieka, który na widok pożywienia ucieka gdzie pieprz rośnie, jakby ono chciało go, co najmniej zaatakować? Ja znam. Nawet znam bardzo dobrze i pomyślałam, że napiszę o tym słów kilka ku pokrzepieniu serc matek, latających za dzieckiem z łyżeczką po placu zabaw.
Z mojej trójki potomstwa jedynie średni od narodzin pałał
niespotykaną afirmacją wszelkiej treści pokarmowej. Jak tylko się wykluł dwie godziny płakał, bo był głodny i tak mu zostało. Je od zawsze, totalnie wszystko. Nie wybrzydza, młóci aż miło. Natomiast pierwsza. Tak o niej mogłabym napisać książkę pod tytułem jak doprowadzić młodą matkę do zawału. I tutaj też
pewne cechy były u niej widoczne od narodzin. Wyobraźcie sobie, że wytrzymała dwie doby tylko na mojej siarze, bo mleka to ja nie miałam, dopiero trzeciego dnia zaskoczyłam. Nie marudziła, ssała, ssała, oczywiście troszkę spadła z wagi, ale generalnie jedzenie nie było jej priorytetem. I tak zostało. Do
skończenia 1 roczku było jak cię mogę, ratowała nas butelka, która sprawiała, że na jej ciałku było dużo fałdek a buzia była pyzata i rumiana. Po 12 miesiącu wzgardziła mlekiem, kaszkami, generalnie z produktów mlecznych tolerowała tylko
Danonki i serki Danio, czyli samo zdrowie prawda. A i parówki czasami.
Wagę miała piórkową, wszystko na niej wisiało, bo dodatkowo była niebywale aktywna, cały czas biegała, więc spalała tą znikomą ilość pożywienia w trybie błyskawicznym.
Czego ja nie robiłam, ilu potraw nie ugotowałam, ilu syropków nie podałam. Nie chciała i już.
Mogłam jej robić szwedzki stół, układać na kanapce kotki, pieski, robić wzorki z ketchupu, ośmiorniczki z parówek, jajka w kształcie serduszek. Jednym słowem jakbym stanęła na głowie, zaklaskała uszami i zrobiłam szpagat i tak by nic nie zjadła.
W chwilach totalnego zwątpienia karmiłam ją serkiem w wannie podczas kąpieli, która tak ją absorbowała, że fakt, iż łyżka lądowała jej buzi, jakoś nie robił na niej wrażenia. Oczywiście karmienie na placu zabaw też zaliczyłam, w ogóle głównie latałam z łyżką, bułką, kabanosem lub jakimkolwiek innym pożywieniem. Im bardziej chciałam, aby ona cokolwiek zjadła tym efekt moich starań był gorszy. Miałam wrażenie, że ten mały stworek czyta w moich myślach.
Pamiętam jak w chwilach zwątpienia dzwoniłam do mamy i razem liczyłyśmy, co dzisiaj zjadła Oliwka. Dwie łyżki serka, kilka gryzów chleba z masłem, kilka plasterków parówki, 5 łyżek zupy, pół serka Danio.
Taka była. I ma się świetnie. Etap niejedzenia minął mniej więcej jak miała 3 latka. Do teraz nie mam z nią problemów. Wtedy, kiedy byłam mamą po raz pierwszy bardzo to przeżywałam, brałam sobie do serducha uwagi wszystkich dookoła na temat jej wagi, tego, że taki szczypior, chudzina i tak dalej. Myślałam, że robię coś źle, wpędzałam się w jakieś chore poczucie winy. A tak naprawdę jej nic nie było, nie chorowała, wyniki krwi miała książkowe, zwyczajnie mało jadła. Wystarczyło wyluzować. Spojrzeć na sprawę z dystansem. To jest klucz. Każde dziecko jest inne, inaczej je, rośnie rozwija się, nie ma, co panikować. Wdech wydech, nie zje rano doje później, przecież się nie zagłodzi, jak każde stworzenie ma instynkt samozachowawczy.
Z JR już nie panikuję, a miewa momenty, że je tyle, co kot napłakał. Trudno. I muszę wam powiedzieć, że to jest to dużo łatwiejsze niż latanie za małym człowiekiem z łyżeczką, zabawianie, robienie generalnie wszystkiego, aby zjadł tą jedną łyżkę zupy, albo serka. Dodam też, że młody podobnie jak pierwsza ma swoje smaki, momentami mam wrażenie, że żywi się tylko serkami, zupą pomidorową, kluskami, bułką z masłem z odrobiną cukru albo miodu, naleśnikami, plackami i czasami ma fazy na banany i jabłka, z naciskiem na słowo czasami. No i tosty z serem i szynką. Koniec jego jadłospisu. I tak jest zacny, mój brat na przykład miało okres, kiedy jadł tylko szarlotkę, ser żółty i płatki z mlekiem. Moja mama, co 2 dzień piekła blachę ciasta. Dzielna kobieta. I ma się świetnie.
Naprawdę im bardziej się będziecie starać, aby dziecko zjadło tym efekt może być odwrotny. Taki paradoks.
Może również zainteresuje Cie problem buntu dwulatka ====>>>> TU