Generalnie nie dajemy sobie jakiś dużych prezentów na mikołajki, ot takie drobiazgi. Jakaś czekolada, cukierki, osobiste pierdółki…. Symbolicznie. Bo najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.Tylko trzeci dostaje coś nieco większego, presja kolegów z przedszkola. Rozumiecie.
I tak też zrobiliśmy w tym roku.
Leżymy jeszcze w łóżku, nie to, że śpimy. Godzina 7 w sobotę jest i tak szczytem luksusu w naszym przypadku. Trzeci podekscytowany, otwiera autko z psiego patrolu. BTW czy wasze dzieci też mają taką obsesję na punkcie tych kundli?
Wracając do sedna. Leżymy, staramy się dobudzić i nagle słyszę z pokoju drugiego…
O ja dostałem skarpetki. Takie fajne skarpetki od Mikołaja. Jakie ciepłe…. W końcu nie będę chodził w tych dziurawych!!!!! Ale zajebiście….
Skarpetki z Lidla. Taka radość. Dziur nie ma. Taki luksus.
I wiecie, co? Przypomniałam sobie pewną historię. Miałam 7 lat, albo 8. Były mikołajki. Wymarzyłam sobie lalkę SKIPPER. Możecie nie pamiętać, taki twór jak siostra Barbie. Było to coś, co musiałam mieć. Lalka SKIPPER miała płaskie stopy i była taka fajna. Zginały jej się kolana, miała czapkę i małe pieski. Spełnienie moich dziecięcych marzeń. Była dostępna tylko w Pewexie.
Czekałam w napięciu, nie mogłam zasnąć, ale wiedziałam, że muszę udawać. Inaczej Mikołaj nie przyjdzie. Bo Mikołaj przychodzi tylko do dzieci, które śpią. Więc miałam przymknięte oczy, posapywałam i obserwowałam. Pamiętam każdy szczegół tej sytuacji. Koło północy ktoś się zakradł do mojego pokoju. I to nie był Mikołaj, tylko mój tata. Wszedł po cichu, na palcach i coś podrzucił pod moje łóżko.
Byłam w szoku. Podejrzewałam, że Mikołaj to bujda na resorach, ale jak to dziecko, chciałam wierzyć w magię, wróżki i inne stwory. Zeszłam po cichutku z łóżka, zaczęłam szukać tej mojej lalki a tam…… Tam była metalowa latarka. Taka wiecie, blaszana latarka z kolorowymi szybkami. Zielona, prostokątna, na baterie. Usiadłam na podłodze i poczułam się taka zawiedziona. Nie dość, że nie było Mikołaja to jeszcze dostałam blaszane badziewie, a nie lalkę….
Jak się później okazało tata zwyczajnie zapomniał o tym, że są Mikołajki. Znalazł tylko sklep z narzędziami. Poza gwoździami sprzedawca miał właśnie latarkę, ostatnią. Więc tata ją kupił.
I wiecie, co? Ta latarka była potem moją ulubioną zabawką. Ulubioną. I jak któregoś dnia mi się popsuła, nie mogłam tego przeboleć. Potem już nie przykładałam takiej wagi do prezentów. Dostawałam, co prawda, to, co chciałam, ale już żaden podarunek nie cieszył mnie tak, jak ta latarka. Żadna lalka Barbie, nawet mała syrenka. Wtedy, jako 7-8 letnie dziecko, zrozumiałam chyba, że te prezenty nie są takie bardzo ważne. Tylko intencje. Tata przez długi czas przepraszał mnie za tą latarkę. Nawet teraz czasami wracamy do tej anegdotki.
I to jest ta magia dawania. Kiedy poza rzeczami materialnymi przemycamy coś więcej. Nawet skarpy z Lidla, bez dziur i takie ciepłe. Dar cieszenie się z małych rzeczy jest ogromnym skarbem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
Może również zainteresuje Cię temat Czwarty trymestr ciąży o którym się nie mówi.
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu Możecie go też udostępnić swoim znajomym. Dziękuję! :*