Jak zaakceptowałam swoje ciało po trzech porodach? Każda kobieta chce się podobać innym ale najpierw musi spodobać się sobie. Samoakceptacja to bardzo ważna sprawa, zwłaszcza wtedy, jak się wydało na świat troje dzieci a ciało do najdoskonalszych już nie należy. Dla mnie wygląd może nie jest na pierwszym miejscu, ale nie ukrywam, lubię czuć się dobrze w swojej skórze. Nie ukrywam również, że dojście do siebie po każdej kolejnej ciąży i przyroście wagi każdorazowo o ponad 20 kilogramów, było dla mnie wyzwaniem. I nie objadałam się, dbałam o to, co jem, kiedy jem, w ostatniej ciąży ćwiczyłam do 8 miesiąca, ale to są geny. Moja mama tyła od patrzenia na żarcie ja tyłam chyba od samego zapachu. Tyła moja dupa, cycki powiększały się z małego B do DD, nogi nie miały nic wspólnego, z nóżkami sarenki a ramionami mogłam objąć całą rodzinę. Nic na to nie mogłam poradzić.
Po każdej ciąży stawałam do walki, jak Rambo dosłownie, walki ze skórą, która wisiała, bo kolagenu to ja mam tyle, co kot napłakał albo i mniej, walki o talię, która gdzieś schowała się pod cyckami, które leżały, ehhh no wiecie zresztą same jak to wygląda. Tu wisi, tam leży i wszędzie się poci. Generalnie stan ostatniego trymestru ciąży i pierwsze trzy miesiące po porodzie uważam za nieporozumienie.
Każda potyczka o powrót do formy była cięższa. Ostatnia ciąża chyba najbardziej dała mi w kość zarówno pod kątem wyglądu jak i samopoczucia. Najtrudniej było zacząć. Zmobilizować swoje ciało do kolejnego wysiłku fizycznego przy JR, który wył nocami i dniami, wisząc na cycku, wymagający okaz mi się trafił, jak bym miała porównać z pozostałym przychówkiem.
Zaczynałam przez dwa tygodnie, najpierw szukałam informacji, co robić i jak ćwiczyć, potem szperałam na forach w poszukiwaniu inspiracji, jaką trenerkę z Youtube wybrać, bo czasu i szans na pójście na siłownię to ja nie miałam, następnie znalazłam tonę wymówek, że dziś to nie, bo spałam 3 godziny, a dzisiaj to słaba aura i poty większe i tak bym mogła wymieniać. Nadszedł w końcu ten moment, że zaczęłam i to był przełom, zresztą schematyczny, po każdej ciąży działało to tak samo.
Jak się już wzięłam to na całego, najtrudniej zacząć potem ciało samo się domaga wysiłku?
Człowiek sobie nawet nie zdaje sprawy jak dużo daje takie poskakanie w domu. Lepsze samopoczucie, siły więcej, choć snu mniej, taki paradoks, ale mi się podoba, więc sensu nie szukam. I co najważniejsze widok w lustrze pomału zaczyna przypominać coś na kształt sylwetki sprzed 20 kilogramów.
To była trudna i zaciekła walka, głównie ze zmęczeniem i monotonią, która się pojawiała. Ćwiczyłam z Chodakowską, ale wiało nudą jak dla mnie, przeszłam, przez Zumbę ale jakoś nie mogłam się wczuć finalnie skończyłam z Melb. Ją wielbię najbardziej, treningi po 10 minut, spocona byłam jak mysz, nogi bolały mnie w każdym miejscu. Polecam. Zresztą na pewno ją znacie. Do ćwiczeń dodałam długie spacery, wtedy Jr chciał jeszcze jeździć w wózku, ograniczyłam słodycze i cukier, piłam dużo wody, jadłam mniej więcej zdrowo, bez głodówek i temu podobnych rzeczy. Od jakiś 3 miesięcy przerzuciłam się na siłownię, bo nie jestem już w stanie ćwiczyć w domu. Zbrzydło mi, chyba za długo.
I tak po 1, 5 roku mogę powiedzieć, że siebie zaakceptowałam. Piszę tak, dlatego, że moje ciało nie jest idealne, moja skóra ma problemy z grawitacją, jak stoję wyprostowana jest super, jak siadam ona siada ze mną. Cycki, no cóż jeszcze karmię, więc są, jak skończę będą w zaniku, może zacznę je zwijać w rulonik. Czy to źle?
Tutaj zbliżam się do meritum. Każda kobieta jest piękna, wystarczy o siebie trochę zadbać i pokochać te niedoskonałości, które zostały, nabrać do nich dystansu, śmiać się z tych wyciągniętych cycków, z tej skóry też, jak kogoś stać i się nie boi, bo ja na ten przykład boję się jak chuj, może sobie, co nieco wyciąć, podciągnąć, naciągnąć, odessać i wtłoczyć.
Grunt to uwierzyć w swoją wartość, która na pewno jest niepodważalna, bez względu na to, jakie stereotypy widzimy w kolorowych gazetach. Piękno mamy również w sobie, pewnie powiecie, że to oklepany slogan, ale ja go lubię.