Jak schudnąć i wyglądać jak milion dolców? Od razu powiem wam, że nie mam pojęcia. Nie mam również złotego środka, magicznego zaklęcia… Nie jest to również post sponsorowany.
Kto śledzi mój profil na Fejsbuczku, być może widział mema, jakiego ostatnio wstawiłam. Dla przypomnienia wstawię go również tutaj.
Z pozoru niewinny obrazek, prawda? Mnie ubawił po pachy i zakładałam, że poprawię wam humor. Serio. A tymczasem rozgorzała pod nim ostra dyskusja. Przyznam, że się nie wtrącałam, lubię jak piszecie, komentujecie, jak profil tętni swoim życiem. Ale muszę coś napisać, bo się uduszę. Zresztą bardzo dobrze, bo ostatnio mi weny brakowało, a dzięki wam proszę bardzo. Szast prast i jest wpis.
Z tymi dodatkowymi kilogramami po ciąży, jest dokładnie tak jak na tym obrazku. Dlatego tak mi się spodobał. Jak sama zaczynałam, miałam taką samą minę. I to wcale nie jest tak, że wystarczy chcieć. To jest dopiero pierwszy krok. Widzicie, aby zabrać się porządnie za trenowanie czy dietę, musi zaistnieć szereg zdarzeń. I nic na to nie poradzimy. A mówienie, że kobiety tylko narzekają, powinny za przeproszeniem ruszyć dupę, jest zwyczajnie krzywdzące i generalizujące. Nikomu nie ujmując oczywiście. Kady może się wypowiedzieć. Sieć i kartka wszystko przyjmie. Wiadomo.
Są trzy główne czynniki plus kilka pobocznych, ale skupmy się na meritum.
Może zacznę od oczywistej oczywistości… Otóż… Uwaga… Każde dziecko jest inne. Jedno śpi całe noce a drugie budzi się, co godzina. Dodatkowo drze się pół dnia, trzeba je nosić i człowiek czuje się i wygląda jak szmata tudzież kupa, chociaż wcale tego nie chce. To jest niezależne od niego. A dlaczego? Bo zwyczajnie nie zmusi tego dzieciaka do snu. Tak samo nie da się w magiczny sposób pozbyć kolek, bo o zgrozo, każdy układ trawienny młodego człowieka jest inny. A jak dojdą alergie, to kaplica. A… I nie zawsze tata może wyręczyć mamę, bo dzieciak zwyczajnie chce wisieć na rodzicielce. I tego też się nie zmieni. To minie, ale nie ma magicznego zaklęcia. Wiem, bo to przerabiałam. To jest pierwszy czynnik.
Druga sprawa. Zasadnicze pytanie, czy każda mama ma osobę do pomocy w domu? Babcię, ciocię, męża, który po ośmiu godzinach wraca jak skowronek z pracy wypoczęty i przejmuje dzieciaka, aby partnerka mogła w podskokach pobiec na siłownie? Otóż nie. Ja nie miałam. I niani też nie miałam. I znam bardzo dużo mam, które podobnie jak ja, cały dzień były same. Podobnie jak ja nie spały w nocy i podpierały się nosem o ziemię. To nie jest użalanie się, tylko szczera prawda. Rzeczywistość. Trudna i wyczerpująca praca 24 godziny na dobę. I Uj. Nie ma to nic wspólnego z wychowaniem partnera. Nie. Takie są realia. On może bardzo chcieć, ale… Pracuje się długo, czasami są zlecenia dodatkowe, niektórzy pracują wyjazdowo. Nie ma, co generalizować. Poza tym jak ojciec wraca do domu też jest zmęczony. On też nie sypia nocami…..
I trójeczka. Zbilansowane posiłki. Tak, to temat rzeka. Jeżeli mamy do czynienia z punktem pierwszym i drugim, czyli mamy dzieciaka z wysokim zapotrzebowaniem na naszą obecność, nieodkładalnego, uwieszonego na cycku i nikogo z boku do pomocy, to jemy to, co mamy pod ręką. Szczególnie pożądane są batoniki i inne słodkie cuda, bo nasz mózg się tego domaga, z uwagi na brak snu. Natomiast jak mamy więcej dzieci w wieku 0-4 to też dupa. Przeważnie kończymy posiłki po nich. Tak jest. Nie ma się, co czarować. Aby sobie gotować musimy znaleźć przestrzeń na zakupy tematyczne, gotowanie i jedzenie w wyznaczonych porach. Ja miałam zasadę zapychania się chrupkami kukurydzianymi. Miały mało kalorii i zawsze miałam w domu kilka paczek.
Tak, więc moi drodzy, jak zostaje się rodzicem i zakłada rodzinę wszystko się zmienia.
Nasze ciało się zmienia, priorytety się zmieniają i tak dalej. Bywa bardzo ujowo i bardzo fajnie.
Ma to swój urok. Można jednocześnie kochać i nienawidzić macierzyństwo. Możemy bardzo chcieć, mieć wielki zapał, ale jeżeli okoliczności będą do dupy, to nic z tym nie zrobimy i będziemy się łapać pół środków. Co nie znaczy, że nam się nie chce, że tylko narzekamy a macierzyństwo to zło….
Ja na przykład do 2 lat trzeciego jak miałam siłę, ćwiczyłam z Melb po 20 minut dziennie. Dużo chodziłam na spacery z wózkiem napinając całe ciało, zakładałam taki masujący pas, co to miał w jakiś magiczny sposób poprawić kondycję skóry. Owijałam się folią spożywczą. No cuda wianki. Przyznaję się bez bicia, że miałam też takie tygodnie, kiedy byłam taka zmęczona, że chodziłam jak zombie i straszyłam innych. Nie raz płakałam z bezsilności. Milion razy podnosiłam się z ziemi. Kopałam w krzesło, waliłam w ścianę.
Dam sobie rękę uciąć, że znajdzie się osoba, która powie:
„… Ja tego zupełnie nie rozumiem. Jak można tak biadolić?! Mam 5 dzieci, wspaniałego, kochającego męża. Jemy zbilansowane posiłki, prowadzimy super zdrowy styl życia, a ja wyglądam jak milion dolców…”
I bardzo dobrze, brawo TY.
A ja jestem inna. Moja historia jest inna. Każda z nas jest inna. Każde dziecko jest inne. I dom bywa inny. Temperament, możliwości, zdrowie……
Nie dajcie się zwariować. Róbcie to, na co wam pozwala sytuacja. Każda z was jest piękna, wartościowa, a ten kilogram w tą czy w tamtą…. Kiedyś się go pozbędziecie, okoliczności się zmienią, zobaczycie.
Może również zainteresuje Cię temat Czwarty trymestr ciąży o którym się nie mówi.
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu Możecie go też udostępnić swoim znajomym. Dziękuję! :*