…Dopóki śmierć nas nie rozłączy, na dobre i złe…
Bycie razem wcale nie jest proste. Czasami bycie z samym sobą jest trudne a co dopiero z drugim człowiekiem. Nie wiem czy jest jakiś złoty patent, ale ja mam pewną teorię na ten temat, a dokładnie kilka słów kluczy, które nakreśliło w mojej głowie życie.
Nie jestem oczywiście jakimś super autorytetem, wszak jedno małżeństwo się rozpadło i u mnie i u NM, ale może właśnie dlatego patrzymy się teraz inaczej na siebie, bardziej dbamy, jesteśmy elastyczni, wyrozumiali. Wydaje mi się, że każdy z nas na początku trochę gra, chce się pokazać z tej najlepszej strony. Trochę bardziej się śmieje, wygłupia, przymyka oko na różne niedociągnięcia. Bardziej dba o wygląd. Zawsze jest się ubranym, pachnącym, uśmiechniętym i zadowolonym. Może trochę nakręca nas chemia, różowe okulary i endorfiny, ale prędzej czy później przychodzi życie. Nie twierdzę, że jest gorsze, jest inne, poczochrane, niewyspane, sfrustrowane, a jak dochodzą dzieci to już w ogóle wywraca się do góry nogami. I zaczyna skrzypieć. Pojawiają się napięcia, żale, brak zrozumienia, awantury o deskę i brudne skarpetki. Przestajemy słuchać, przestajemy mówić, zamykamy się na siebie. Nagle dwoje ludzi, którzy kiedyś chcieli za sobą w ogień skoczyć, nie może na siebie patrzeć, nie potrafią ze sobą rozmawiać, przytulać się, każde ciągnie w swoją stronę i chce, aby to jego było na wierzchu. Bo to jemu jest gorzej. Dochodzimy do jakiegoś martwego punktu. Ile związków i małżeństw się rozpada, nie wytrzymuje tej presji, a wystarczy się zatrzymać i spojrzeć na drugiego człowieka jego oczami, nie naszymi.
Słuchaj, akceptuj, rozmawiaj, wychodź na kompromis, zmieniaj się.
Jest w nas głos, który śpiewa, bo mamy przy sobie kogoś, kto nas słucha. Taki banał. Jak ważny. Każdy z nas chce być wysłuchany. To oczywiste, potrzebujemy przyjaciela, bratniej duszy, podświadomie szukamy i oczekujemy tego od partnera. Szukamy akceptacji nas samych. Chcemy się przeglądać w czyiś oczach. Jeżeli wiecznie będziemy dostawać kubłem zimnej wody po głowie a każde nasze słowo będzie negowane przestaniemy mówić, zamkniemy się w sobie, zatrzymamy na etapie żalów i dupa. Trzeba rozmawiać, aby wiedzieć, co w nas siedzi, czego pragniemy, jakie mamy potrzeby, oczekiwania, co nas wkurza a co śmieszy. Jest dużo łatwiej, kiedy w odpowiedzi na pytanie, o co chodzi zamiast zdawkowego „O NIC” usłyszymy prawdę, która nie zawsze musi nam się podobać, ale weźmiemy ją pod uwagę, bo nam zależy na tym drugim człowieku i postaramy się wyjść na kompromis a jak będzie trzeba to spróbujemy się zmienić.
Taki mój klucz udanego związku. Słuchaj, akceptuj, rozmawiaj, wychodź na kompromis, zmieniaj się.
Zanim zaczniecie obrzucać się błotem stańcie na chwilę i posłuchajcie siebie nawzajem, ale tak naprawdę. Postarajcie się zrozumieć. Postawcie się w roli tej drugiej osoby. Wyłączcie na moment żal, złość, smutek, wszystkie emocje. Niech zapanuje totalne cisza. Przecież przed wami stoi ten wasz człowiek, z którym mieliście być razem do końca świata i jeden dzień dłużej. Co z tego, że wygląda trochę inaczej, że rzucił tą skarpetkę, że zapomniał o desce, że nie ma ochoty na nic, bo życie go przygniotło.
Przecież tak naprawdę nie o to ci chodzi, nie o tą skarpę czy kibel.
Czepiasz się, bo też ci źle i tak strasznie chcesz zwrócić uwagę na siebie i swoje potrzeby. W którymś momencie każde z was krzyczy spójrz na mnie, posłuchaj mnie, ja też tu jestem. Każdy krzyczy, ale nie słucha, nie chce, tylko rzuca słowa jak pociski, coraz celniejsze, bardziej bolesne, do żywego. Aby pokazać, zranić, udowodnić czyjąś winę. Później, kiedy nie wrócicie raz, drugi do domu na noc, jest usprawiedliwienie. A potem jest pustka.
Wyłączcie emocje, słuchajcie akceptujcie mówcie znajdźcie kompromis a jak jest potrzeba postarajcie się zmienić dla tego waszego człowieka. Zróbcie wszystko, aby nie żałować, bo rany się długo goją a blizny pozostają na zawsze.